Nauka dla Społeczeństwa

24.04.2024
PL EN
26.04.2022 aktualizacja 26.04.2022

Dr Morgan: ponad 30 mln pacjentów co roku leczonych jest na oddziałach intensywnej terapii

Na całym świecie na oddziałach intensywnej terapii leczonych jest ponad 30 mln pacjentów, przeżywa aż 24 mln z nich – stwierdza dr Matt Morgan powołując się na międzynarodowe badania opublikowane przez „JAMA”. W tym roku przypada 70. rocznica tej specjalności.

Brytyjski specjalista pisze o tym w książce „Stan krytyczny. Opowieść z pogranicza ludzkiego życia”, jaka niedawno ukazała się w Polsce. Jest „intensywistą”, jak sam siebie nazywa, co oznacza, że pracuje na oddziale intensywnej terapii. W naszym kraju takich lekarzy nazywamy anestezjologami, bo zwykle oni pełnią na tych oddziałach kluczową rolę.

W książce opisane są historie, często dramatyczne, pacjentów, którzy trafili na OIOM, czyli na oddział intensywnej opieki medycznej, jak jest on określany w Polsce. A jest ich coraz więcej, bo ta specjalność rozwinęła się ogromnie wraz z postępem medycyny. Na całym świecie na oddziale intensywnej terapii leczonych jest ponad 30 mln pacjentów, spośród których przeżywa aż 24 mln. Bo to jest oddział, w którym ciężko chorych się ratuje, a nie sala chorych powolnego umierania. 

Wiele osób wciąż nie wie czym jest OIOM i na czym polega. Dr Matt Morgan z Cardiff University twierdzi, że właśnie to skłoniło go do napisania książki. Kiedy jednak ją pisał wybuchła pandemia COVID-19, a wraz z nią wielu zakażonych wirusem SARS-CoV-2 znalazło się na oddziale intensywnej terapii. Dowiedzieliśmy się, jak część z nich z pomocą lekarzy i respiratorów walczyło o życie i że była to dla nich ostatnia szansa. 

Dr Morgan nadmienia, że co piąta osoba umrze na intensywnej terapii, ale to świadczy głównie o tym, że są granice możliwości przedłużania ludzkiego życia. Wciąż zresztą przesuwane. „Około pół miliarda ludzi przeżyło ciężką chorobę dziki intensywnej terapii” – zaznacza. Podkreśla też, że utrzymanie życia przestało być wyłącznym celem „intensywistów”. Dąży się też do tego, żeby przywrócić choremu życie sprzed choroby czy wypadku. 

„Są dowody na to, że intensywna terapia nie tylko znacznie zwiększa szansę na przeżycie choroby krytycznej, ale też pozwala cieszyć się normalnym życiem po wyzdrowieniu” – pisze dr Matt Morgan. To jedna z najnowocześniejszych specjalności medycznych. I jedna z najdroższych, ale nie najdroższa. Znacznie droższe są niektóre nowoczesne terapie lekowe, na przykład onkologiczne.

Początki oddziałów intensywnej terapii sięgają wczesnych lat pięćdziesiątych XX w., gdy wybuchła epidemia polio i próbowano ratować chorych ze sparaliżowanym, niewydolnym układem oddechowym. Można przyjąć, że był to 27 sierpnia 1952 r. W Kopenhadze doktor Bjorn Ibsen po raz pierwszy użył wtedy ratunkowej tracheotomii u 12-letniej dziewczynki zakażonej polio. Polegało to na tym, że do tchawicy wsadził rurkę i przymocował ją do nadmuchiwanej torby, a potem zaczął ją ściskać wtłaczając do płuc dziewczynki powietrze. To uratowało jej życie. 

Początkowo trzeba było wtłaczać powietrze ręcznie. Przez cały czas. Na zmianę robili to lekarze, pielęgniarki i studenci. Trzeba było to robić bez przerwy, całą dobę, przez kilka miesięcy. Powstał wtedy pierwszy na świecie oddział intensywnej terapii, przez który przewinęło się 1500 studentów wolontariuszy. 

Dopiero w styczniu 1953 r. zastosowano wentylator mechaniczny. Dziewczynka przeżyła, żyła jeszcze 20 lat, aż doszło do powikłań, których już nie udało się opanować. Wtedy, bo gdyby trzeba było jej pomoc dzisiaj, pewnie żyłaby jeszcze dłużej. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

zbw/ ekr/ 
 

Zapisz się na newsletter
Copyright © Fundacja PAP 2024