
Morświny to zwierzęta niesłychanie trudne do zaobserwowania - małe i bardzo płochliwe. W Bałtyku, a tym bardziej na wodach polskich, morświn jest gościem i dlatego jest tu objęty ścisłą ochroną. Globalnie ten gatunek nie jest jednak zagrożony - powiedział PAP oceanolog prof. Jan Marcin Węsławski.
Morświn to jeden z najmniejszych przedstawicieli rzędu waleni, często mylony z delfinem. Dorosłe osobniki osiągają długość od 1,5 do 1,8 metra i ważą ok. 60 kg. Charakteryzują się krótkim, ściętym nosem oraz niską, trójkątną płetwą grzbietową, co odróżnia je od delfinów posiadających wyższą i sierpowatą płetwę. Prowadzą bardzo skryty tryb życia, pływając samotnie lub w niewielkich grupach po 2-3 osobniki.
Ich niewielkie rozmiary, płochliwość i umiejętność długiego przebywania pod wodą skutkują tym, że ssaki te są bardzo trudne do obserwowania i liczenia. Dlatego główne informacje o obecności morświnów w polskich wodach pochodzą z przypadków znajdowania martwych osobników na brzegach.
„Każdego roku na polskim wybrzeżu odnotowuje się od jednego do dziesięciu takich przypadków, spowodowanych chorobami, kolizjami z jednostkami pływającymi czy zaplątaniem w sieci rybackie. Na tej podstawie próbuje się szacować, ile ich faktycznie tutaj żyje. Ale nie są to bardzo precyzyjne dane” - wyjaśnił prof. Jan Marcin Węsławski, dyrektor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie.
Jak dodał, obecnie morświn w Bałtyku, a tym bardziej na wodach polskich, jest gościem i z tego powodu jest tu objęty ścisłą ochroną. Jednak w skali świata gatunek ten nie jest zagrożony wyginięciem. „Ma status +najmniejszej troski+. Bardzo licznie występuje w Północnym Atlantyku, gdzie jego populacja wynosi kilkaset tysięcy sztuk. Dużo morświnów jest również w Morzu Północnym, ok. 40 tys. osobników żyje w Cieśninach Duńskich, czyli między Danią, Szwecją i Norwegią. Osobniki, które widuje się w Bałtyku, w dużej mierze przywędrowały właśnie stamtąd” - opowiedział naukowiec.
Podkreślił, że mówienie o odrębnej, lokalnej populacji morświnów jest więc niezasadne. „Po prostu, kiedy populacja morświna w Morzu Północnym robi się bardzo liczna, młode osobniki są z niej +wypychane+ przez starsze i wyruszają w świat, by penetrować nowe terytoria. W ten sposób trafiają do Bałtyku. Najwięcej pojawia się ich u wybrzeży Danii, Niemiec i Południowej Szwecji, czasami zawędrowują do Polski. A im daje na wschód, w kierunku Finlandii, tym jest ich mniej” - wytłumaczył.
„Wiemy to stąd, że na naszym wybrzeżu odnotowujemy kilka martwych osobników rocznie, podczas gdy na wybrzeżu fińskim jest to maksymalnie jedna sztuka. Dla porównania - na Morzu Północnym, wokół Wlk. Brytanii, każdego roku znajduje się ok. 6 tys. martwych morświnów, co doskonale obrazuje różnicę w ich liczebności” - dodał.
Prof. Węsławski podkreślił, że morświnów oczywiście nie można straszyć, płoszyć, czy tym bardziej na nie polować, ale w przypadku polskich wód nie ma też uzasadnionych naukowo powodów, by wprowadzać dodatkowe, skomplikowane zabiegi ochronne wobec tego gatunku. „Globalnie nie jest on zagrożony, a osobniki pojawiające się w okolicach Polski trudno uznać za tubylcze” - zaznaczył.
W jego opinii, obowiązujące od 2022 r. unijne przepisy, nakładające obostrzenia np. na rybaków pracujących na Morzu Północnym i Północnym Atlantyku, gdzie z powodu zaplątania w sieci giną tysiące morświnów, nie do końca znajdują zastosowanie w polskich warunkach. Szczególnie chodzi o nakaz korzystania ze specjalnych urządzeń odstraszających (tzw. pingerów) czy restrykcje dotyczące sposobów rozstawiania sieci.
„Problem polega na tym, że ogromna większość polskich rybaków przez całe swoje życie ani razu nie zobaczy morświna. A jednak nagle zostali obciążeni regulacjami, które ich zdaniem nie mają realnego uzasadnienia, co prowadzi do konfliktów” – wytłumaczył prof. Węsławski.
Jego zdaniem, sytuację tę można porównać do pojawiającego się w Polsce raz na kilka lat sępa płowego. „Czasami zdarza się, że pojedyncze osobniki z Alp, gdzie ich populacja jest duża i stabilna, przylatują w nasze Tatry. I ponieważ są tu tylko gośćmi, nie ma sensu wprowadzanie specjalnych działań ochronnych, budowanie im gniazd, czy zakazywanie ruchu turystycznego. Analogicznie jest z morświnami” - powiedział oceanolog.
Podkreślił, że zawsze ochrona przyrody powinna opierać się na rzetelnych danych i realnych zagrożeniach, a nie na emocjach. „Każde zwierzę zasługuje na ochronę i szacunek, ale powinniśmy mądrze rozróżniać, kiedy rzeczywiście potrzebne są aktywne działania, a kiedy wystarczy dbać o zachowanie naturalnego porządku w przyrodzie” - podsumował.
Katarzyna Czechowicz (PAP)
kap/ agt/ lm/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.