Protesty powinny być skierowane do właściwych adresatów, a przy ich wyrażaniu nie wolno stosować przemocy - napisali w liście do społeczności Uniwersytetu Warszawskiego dziekani i dyrektorzy jednostek UW.
W środę 12 czerwca na prośbę rektora Alojzego Z. Nowaka na kampusie UW interweniowała policja w związku z protestem studentów w obronie Palestyny.
Dziekani i dyrektorzy jednostek uczelni napisali w poniedziałkowym liście, że przemoc w każdej formie, wywoływanie konfliktów, eskalowanie agresji, w wyniku której giną ludzie, to zjawiska, które należy potępić. "Wrażliwość społeczna na krzywdy i solidarność z ofiarami łączy nas wszystkich. Dobrze się stało, że wiele środowisk akademickich, a zwłaszcza Studenci i Studentki, podziela te postawy! Popieramy prawo do pokojowego wyrażania sprzeciwu i manifestowania swoich poglądów" - podkreślili.
Zastrzegli jednak, że wrażliwość na krzywdy i solidarność ze ofiarami konfliktów pozostaje w sprzeczności z niegodnymi działaniami. "Protesty powinny być skierowane do właściwych adresatów, a przy ich wyrażaniu nie wolno stosować przemocy. Przemoc przecież jest godna potępienia. Rektor Uniwersytetu Warszawskiego nie jest stroną konfliktu toczącego się obecnie na Bliskim Wschodzie. Przeciwstawiamy się temu, aby utożsamiać brak spełnienia przez niego postulatów osób protestujących z akceptacją działań wojennych!" - napisali.
Wyrazili "pełne poparcie" dla działań rektora - "mających na celu zapewnienie bezpiecznych warunków pracy i studiowania".
W piątek list poparcia opublikowali również pracownicy Pałacu Kazimierzowskiego - siedziby Rektoratu UW, która 12 czerwca znalazła się w centrum wydarzeń. "My, pracownicy Pałacu Kazimierzowskiego, będący 12 czerwca bezpośrednimi świadkami agresji protestujących, a nawet zakładnikami i ofiarami ich fizycznej i słownej napaści na nas, wyrażamy pełne poparcie dla działań przywracających porządek na Uniwersytecie Warszawskim" - napisali.
"Do tej pory uniwersytet był miejscem przyjaznym, bezpiecznym, był po prostu dobrym miejscem pracy. Nikt z nas nie zakładał nawet w najczarniejszych myślach, że dotknie nas zachowanie agresywne, nieakceptowalne, godzące w naszą wolność, w naszą nietykalność. Strach, przerażenie, obawa, łzy, pytania o to, co się jeszcze może stać i kiedy w końcu nas wypuszczą – my to przeżyliśmy i dziś wyrażamy zdziwienie, że ktokolwiek może usprawiedliwiać zachowania agresywne. Wyrażamy zdziwienie, że ktoś, kto, nie mając wiedzy o tym, co działo się w budynku Rektoratu, negatywnie ocenia wezwanie policji i zaprowadzenie porządku" - podkreślili.
Oświadczyli, że to oni jako pierwsi domagali się interwencji policji.
"To my w pierwszej kolejności domagaliśmy się zdecydowanej interwencji. To my chcieliśmy zakończyć ten koszmar. To my chcieliśmy wrócić do rodzin, odebrać dzieci z przedszkoli i szkół. To my postulowaliśmy o wezwanie policji. W pełni popieramy decyzję rektora, zdając sobie sprawę, że nie była łatwa i skutkowała medialno-polityczną awanturą. Jesteśmy wdzięczni, że wygrało myślenie o osobach zagrożonych, a nie o konsekwencjach medialnych" - napisali.(PAP)
bar/ zan/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.