Decyzję o utworzeniu funduszu, przeznaczonego na ściąganie naukowców ze Stanów Zjednoczonych, norweski rząd podjął przed wakacjami. To odpowiedź na zarządzenie Trumpa, zawieszające wydawanie wiz pracownikom tymczasowym i premiowanie przy ich ponownym wydawaniu wnioskodawców, którzy na uniwersytetach zarabiać będą najwięcej. Decyzja prezydenta USA uderzyła w uczelnie i ośrodki badawcze, które do tej pory ściągały do USA obiecujących doktorantów i młodych naukowców, proponując im na starcie relatywnie niskie wynagrodzenia.

Na trzyletni program sprowadzania młodych naukowców do Norwegii władze w Oslo przeznaczyły 300 mln koron (ponad 100 mln złotych). W jego ramach instytucja badawcza lub uczelnia zwraca się o pokrycie kosztów zatrudnienia pracownika naukowego. Do wniosku dołączany jest opis programu badawczego, jaki ta osoba będzie realizować. Z dotacji pokrywane są koszty przeprowadzki naukowca sprowadzonego do Norwegii, a także jego wynagrodzenie i koszt prac badawczych.

Zarządzająca programem Rada ds. Badań Naukowych poinformowała w weekend, że udało się już podpisać pierwszych 14 umów. Połowa naukowców rozpocznie pracę jeszcze w jesienią, a druga część - na początku 2026 r. Mają oni pochodzić m.in. z Uniwersytetu Harvarda, nowojorskiej Columbii i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Wartość tegorocznych dotacji dla norweskich ośrodków naukowych wyniosła 50 mln koron (18 mln złotych).

Z Oslo Mieszko Czarnecki (PAP)

cmm/ szm/