Naukowcy proponują, jak efektywniej liczyć głosy w budżecie obywatelskim

Fot. Adobe Stock
Fot. Adobe Stock

Polscy naukowcy opracowali taki system liczenia głosów w głosowaniu na projekty w budżecie partycypacyjnym, aby bardziej sprawiedliwie rozdzielać środki pomiędzy wyborców i w efekcie zwiększyć zadowolenie z wyników.

Do wprowadzenia tej metody w głosowaniu na ekologiczny budżet obywatelski przymierza się już Wieliczka.

Głosowanie większościowe stosowane teraz w budżecie partycypacyjnym ma tę zaletę, że urzędnikom samorządu łatwo wskazać, które projekty wygrały. No bo - w największym skrócie - wygrywają zwykle projekty, które dostały najwięcej głosów (lub uzyskały najwięcej punktów poparcia). Czy jednak łatwość w wyłonieniu zwycięzców powinna być najważniejszą cechą decydującą o wyborze metody wyborczej? Może głównym celem powinno być to, aby finansowane projekty jak najlepiej odzwierciedlały preferencje wyborców? A to nie są te same sprawy.

Dlatego polscy badacze proponują opracowany przez siebie algorytm liczenia głosów metodą proporcjonalną - to tzw. metoda równych udziałów, która pozwoli uwzględnić preferencje jak największej liczby wyborców, a nie tylko głosy większości.

Budżet obywatelski Warszawa 2022, projekty ogólnomiejskie: wykres pokazuje, jak rozkładały się głosy na projekty w poszczególnych kategoriach (niebieski), jaką część środków przeznaczono na poszczególne kategorie w metodzie większościowej (żółty), a jaka byłaby przeznaczona gdyby użyć nowej metody (zielony). Źródło: Piotr Skowron
Budżet obywatelski Warszawa 2022, projekty ogólnomiejskie: wykres pokazuje, jak rozkładały się głosy na projekty w poszczególnych kategoriach (niebieski), jaką część środków przeznaczono na poszczególne kategorie w metodzie większościowej (żółty), a jaka byłaby przeznaczona gdyby użyć nowej metody (zielony). Źródło: Piotr Skowron

Dla obywateli nic w głosowaniu się nie zmienia. Różnica tkwi tylko w sposobie wyłaniania finansowanych projektów na podstawie tych samych głosów. Metodę równych udziałów można więc połączyć z formatami głosowania stosowanymi w różnych miastach: np. z głosowaniem przez aprobatę (wyborca zaznacza wszystkie projekty, które popiera) czy głosowaniem w skali (wyborca przyznaje projektom punkty).

Dr hab. Piotr Skowron z Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z PAP podaje przykład głosowania, gdzie każdy projekt ma taki sam koszt i 51 proc. wyborców głosuje tylko na wszystkie projekty "niebieskie", a 49 tylko na wszystkie "zielone". W obecnym teraz większościowym systemie całość budżetu obywatelskiego trafi na projekty "niebieskie". A wtedy głosy 49 proc. wyborców są zmarnowane - ci obywatele nie otrzymają nic z budżetu obywatelskiego. W ocenie badacza wystarczy jednak zmienić algorytm przeliczania głosów, aby wyraźnie zwiększyć odsetek osób zadowolonych z wyników wyborów. Dzięki temu w powyższym przykładzie możliwa byłaby sytuacja, że zrealizowanych zostanie około połowa projektów "niebieskich" i połowa projektów "zielonych".

Ile projektów, na które głosował wyborca w poszczególnych miastach, zostało wybranych ( zielony), a ile mogłoby zostać wybranych metodą równych udziałów (niebieski). Źródło: Piotr Skowron
Ile projektów, na które głosował wyborca w poszczególnych miastach, zostało wybranych ( zielony), a ile mogłoby zostać wybranych metodą równych udziałów (niebieski). Źródło: Piotr Skowron

Badacze uważają, że ich algorytm zwiększy średnią liczbę sfinansowanych projektów, na które głosował wyborca (nawet o 50 proc.) oraz zwiększy średnią ilość środków przeznaczonych na realizację projektów wybranych przez wyborcę.

Na wprowadzenie tego nowatorskiego sposobu zliczania głosów zdecydowała się już Wieliczka w pilotażowej edycji ekologicznego budżetu obywatelskiego. "Aby zmienić metodę głosowania, wystarczy na poziomie samorządu zmiana uchwały rady gminy" - zwraca uwagę dr Skowron.

Algorytm, który proponują badacze, to nowoczesna odmiana głosowania metodą proporcjonalną. Metody proporcjonalne zaś same w sobie to nic nowego - jedną z nich jest choćby metoda D'Hondta, której używa się w Polsce podczas wyborów do Sejmu. Pozwala ona rozdzielić głosy obywateli z całej Polski między cieszących się różnym poparciem w regionie kandydatów z różnych partii. Metoda D'Hondta może nie pozwala od razu łatwo zobaczyć, który kandydat zostanie posłem, ale za to pozwala uzyskać w ławach poselskich pewne przybliżenie preferencji partyjnych wyborców. "Metoda D'Hondta jednak nie daje się efektywnie przełożyć na budżet partycypacyjny, gdzie nie ma list partyjnych"- tłumaczy dr Skowron.

Stąd pomysł naukowców na algorytm specjalnie zaprojektowany dla wyłaniania zwycięzców w budżecie partycypacyjnym.

Jak zatem działa metoda równych udziałów? Naukowiec tłumaczy, że mechanizm działałby trochę na zasadzie zrzutki na projekty. W ramach przeliczania głosów (dzieje się to wszystko automatycznie i wirtualnie, bez angażowania wyborców) budżet, jaki jest do rozdysponowania, rozdziela się równo między wszystkich głosujących. Każdy wyborca dysponuje więc na początku takim samym "kieszonkowym" na projekty. Najpierw wskazywany jest projekt z największą liczbą głosów. A koszt tego projektu dzielony jest po równo między jego zwolenników. Można więc wyobrazić sobie, że zwolennicy tego pomysłu "zrzucają się" ze swojego kieszonkowego na ten projekt i zostają z nieco cieńszym portfelem na dalsze zrzutki. Potem wyłania się kolejny najliczniej popierany projekt i rozdziela się koszt między jego wyborców i trwa to, aż niektórym wyborcom skończy się ich kieszonkowe.

Kiedy zaś wyborca zużyje już swoje środki (bo wygrały już popierane przez niego projekty), jego kolejne preferencje przestają być brane pod uwagę w kolejnych rundach przy wyznaczaniu najpopularniejszych projektów. W ten sposób do głosu stopniowo dochodzą obywatele, którzy jeszcze nie zrzucali się na projekty. "Żadna grupa nie będzie niedoreprezentowana" - zapewnia dr Skowron. Dodaje, że algorytm zawiera też oczywiście wiele szczegółów technicznych, jak które pozwalają efektywnie rozdzielać środki w sytuacjach mniej oczywistych. (Działanie metody jest zilustrowane na krótkim nagraniu przygotowanym przez badaczy).

Dr Skowron zwraca uwagę, że samorządy zdawały sobie sprawę z problemów, jakie łączą się z obecnym systemem większościowym. Gdyby taki model zastosować naraz w całym mieście, dzielnice z największą liczbą wyborców zgarniałyby dla siebie nieproporcjonalnie dużo środków. Dlatego już na wstępie budżet partycypacyjny musi być teraz dzielony między dzielnice, a wyborcy muszą się zadeklarować, która dzielnica ich interesuje (co bywa problemem np. dla osób korzystających często z infrastruktury kilku dzielnic). Do tego pojawia się dodatkowa pula na projekty ogólnomiejskie. Podział środków między te kategorie jest odgórny i nie odzwierciedla rzeczywistego poparcia dla poszczególnych projektów. "Ten odgórny podział budżetu nie byłby konieczny w ramach nowego systemu" - tłumaczy dr Skowron.

Badacz zwraca też uwagę, że większościowa metoda zliczania głosów pozwala na dość proste manipulacje - niewielka, np. kilkuprocentowa grupa wyborców, jeśli odpowiednio się umówi, może wywalczyć dla siebie nieproporcjonalnie duże środki. Z wyliczeń naukowców wynika, że w Warszawie grupa 4000 wyborców mogłaby nawet wywalczyć realizację projektów wartych 22 mln zł, każdy taki głos byłby więc wart 5 tys. zł. Można sobie wyobrazić, jak ktoś wykorzystuje taką okazję do manipulacji. Tymczasem w metodzie równych udziałów kilkuprocentowa grupa wyborców wywalczyć może dla siebie budżet mniej więcej kilkuprocentowy.

Dr Skowron zauważa, że z dotychczasowych analiz poprzednich wyborów wynika, że w niektórych miastach wśród finansowanych projektów jest nadreprezentacja kosztownych projektów, np. rowerowych. Zwraca uwagę, że cykliści stanowią dużą grupę o spójnych preferencjach, która jest w stanie przeforsować dla siebie w budżecie obywatelskim nawet kilka podobnych kosztownych projektów, co jednak blokuje środki dla innych małych projektów, np. edukacyjnych, które nie mają tak dużej siły przebicia i zgranej rzeszy zwolenników. Zastosowanie metody równych udziałów - uważa dr Skowron - w takiej sytuacji nie tylko pozwoli uwzględnić głosy cyklistów i zrealizować część ich projektów, ale i dostrzeże głosy mniejszych grup, których głosy ginęły dotąd w metodzie większościowej. "Przykładowo w Warszawie w 2021 roku metoda równych udziałów nie wybrałaby dwóch projektów rowerowych o łącznej liczbie 32 tys. głosów, a zamiast tego wybrałaby projekty, które kosztowałyby tyle samo, jednak łącznie otrzymały ponad 220 tys. głosów" - dodaje naukowiec.

Warszawa Praga 2021. Rozkład geograficzny projektów, które uzyskały finansowanie(lewa strona) i takich, które uzyskałyby finansowanie dzięki niej metodzie (prawa strona). Rozmiar kółek ilustruje wielkość finansowania. Źródło: Piotr Skowron
Warszawa Praga 2021. Rozkład geograficzny projektów, które uzyskały finansowanie(lewa strona) i takich, które uzyskałyby finansowanie dzięki niej metodzie (prawa strona). Rozmiar kółek ilustruje wielkość finansowania. Źródło: Piotr Skowron

Zespół przygotował nie tylko model teoretyczny - opisany i opublikowany w czasopiśmie naukowym. Analizuje również wyniki wyborów w dziesiątkach polskich miast i porównuje, jakie projekty wybrane byłyby nową metodą. Dzięki temu każdy może sprawdzić, jakie projekty wygrałyby w poprzednich latach w głosowaniu.

Naukowcy zapewniają, że udostępnią zainteresowanym samorządom narzędzia informatyczne i wiedzę, jak rozstrzygać budżet obywatelski - zwycięzców nie da się bowiem raczej wyłonić ręcznie - potrzebny jest program komputerowy, który wykona niezbędne obliczenia.

"Stosowanie metody większościowej często motywowane jest błędnym założeniem, że wyborcy są ekspertami, którzy oceniają jakość zgłaszanych projektów. Przy takim założeniu wydaje się naturalne, że projekty, które otrzymują więcej głosów, są lepsze, a więc powinny być finansowane. To założenie jest błędne w przypadku budżetu partycypacyjnego, bo wyborcy nie są ekspertami, a w wyborach wypowiadają się na temat własnych preferencji, które są subiektywne" - opisuje naukowiec. Podaje przykład, że jeśli biblioteka otrzyma 1000 głosów, a siłownia na świeżym powietrzu otrzyma 2000, wcale nie znaczy, że biblioteka jest obiektywnie gorszym projektem, a jedynie że ludzi, którzy chcą korzystać z takiego projektu, jest dwukrotnie mniej. "Natomiast takich osób nie powinniśmy wykluczać z procesu decyzyjnego. To właśnie taki pomysł stoi za naszą metodą proporcjonalną" - podsumowuje naukowiec.

Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

lt/ agt/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Badaczka: Polacy są umiarkowanie prospołeczni

  • Fot. Adobe Stock

    Ekspertka: mentoring filozoficzny pozwala tancerzom odkryć w sobie artystów

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera