W przeciwieństwie do pisarzy i scenarzystów filmowych historycy na ogół omijają z daleka pytanie: "co by było, gdyby...?”. Ale nie wszyscy. Są i tacy, także wybitni, którzy nie boją się rozważania alternatywnych wizji historii. I mają mocne argumenty.
Na pierwszy rzut oka rozważania typu „co by było, gdyby” wydają się jałowe – i to zarówno w odniesieniu do naszego życia, jak i historii ludzkości. Bo po co wyobrażać sobie coś, co tylko m o g ł o się wydarzyć, ale nigdy nie doszło do skutku? Zdrowy rozsądek podpowiada: szkoda na to „czasu i atłasu”.
Ale nie brak także naukowców, którzy biorą w obronę „gdybanie”, czy też tę – jak to się dziś mówi – „historię alternatywną”. I, moim skromnym zdaniem - słusznie.
Jednym z gorących obrońców historycznego „gdybania” jest niemiecki profesor, badacz starożytności Aleksander Demandt, autor wydanej także w Polsce ciekawej książki „Historia niebyła. Co by było, gdyby...?”. Twierdzi w niej wprost, że „rozważanie alternatywnych rozwiązań jest nieodzownym składnikiem historii jako nauki” i że „siły, które wysunęły się na czoło, można oceniać tylko przez porównanie z tymi, które uległy”.
Jeden z kluczowych argumentów Demandta – streszczam w wielkim skrócie – brzmi tak: zbyt często uznajemy rzeczywisty bieg dziejów za coś nieuchronnego. A przecież historia – tak jak współczesność – to pole możliwości. Aby zrozumieć lepiej historię – przede wszystkim wybory, przed którymi stawały w przeszłości ważne postacie: królowie, prezydenci, politycy - musimy postawić się w ich sytuacji, a więc rozważyć rozmaite wybory. Dlatego w swojej książce Niemiec snuje rozważania na takie np. tematy: czy narodziłoby się chrześcijaństwo, gdyby Poncjusz Piłat ułaskawił Jezusa? Co by się stało z naszym kontynentem, gdyby podboju Mongołów w XIII wieku w Europie nie przerwała nagła śmierć ich przywódcy? I czy wybuchłaby I wojna światowa, gdyby 28 czerwca 1914 roku nie doszło do zamachu w Sarajewie?
Nie ujawniam tu odpowiedzi (czasem wielce kontrowersyjnych), których udziela Demandt na te pytania. Ciekawych odsyłam do książki. W każdym razie uważam, że niektóre z podanych przez autora przykładów mogą być cennym materiałem dydaktycznym, który mógłby uatrakcyjnić kursy historii, np. w szkołach średnich. Pokazują przecież, że historia nie jest czymś zdeterminowanym, ale otwartym, i w każdym momencie jej bieg zależy od ludzkich decyzji.
Warto zaznaczyć, że rozważania o historii alternatywnej podejmują także – choć, jak się zdaje, niezbyt chętnie – rodzimi historycy. Przykład? Książka: „Co by było, gdyby...” Janusza Osicy i Andrzeja Sowy - tom rozmów m.in. Henrykiem Samsonowiczem, Jerzym Skowronkiem i Januszem Tazbirem. Prof. Samsonowicz odpowiada tam m.in. na ciekawe pytanie, co by się stało z państwem polskim, gdyby Mieszko I odrzucił chrzest i pozostał do końca życia poganinem.
Jest jednak zasadnicza obiekcja: czy historyczne „gdybanie” nie przeradza się zazwyczaj w snucie niestworzonych opowieści, nie liczących się zupełnie z realiami epoki? Pisał już o tym ponad sto lat temu Michał Bobrzyński, klasyk polskiej historiografii (i zarazem polityk galicyjski). Dopuszczał on, że historycy rozważają, „co by było, gdyby...” – ale w ściśle określonych sytuacjach. Według niego, istnieją trzy takie warunki – że stawiane przypuszczenie jest p r a w d o p o d o b n e, a wysnuty z niego wniosek – oparty na dostatecznych przesłankach; oraz że całe to „gdybanie” „objaśnia istotnie różne kierunki i drogi, których w danej chwili naród lub osobistość mogły się były chwycić”. Krótko mówiąc: „gdybanie” - według Bobrzyńskiego - ma sens wtedy, kiedy trzyma się historycznych realiów i dotyczy ważnych kwestii, od których mógł zależeć los społeczeństw czy państw w rozważanym okresie.
W przeciwnym wypadku – pisał Bobrzyński - „gdybanie” przypomina wróżenie z fusów – tyle że w odniesieniu do przeszłości. To trochę tak – dajmy na to – jeśli będziemy rozważać, „co by było, gdyby w starożytności nadano wszystkim dorosłym mieszkańcom prawa obywatelskie”; założenie to nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, że ówczesne elity w Grecji czy Rzymie uważały niewolnictwo czy podległość kobiet za coś oczywistego.
Jeśli badacze podchodzą do „gdybania” z ostrożnością, to nie dotyczy ona oczywiście pisarzy, scenarzystów czy filmowców. Oni nie muszą trzymać się realiów i mogą wymyślać najbardziej nawet niewiarygodne historie alternatywne, aby zaskakiwać czytelników (że wspomnę tylko o twórczości Teodora Parnickiego czy – z książek nowych – o „Widmach” Łukasza Orbitowskiego).
I cóż w tym złego? Nic. O ile tylko, ma się rozumieć, historycy nie idą w ich ślady...
Szymon Łucyk
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.